Poranne słońce
wznosiło się coraz wyżej nad horyzont, nadając niebu pogodnej, lazurowej barwy.
Zaparkowałem samochód na parkingu, zabrałem plecak z tylnego siedzenia,
wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym zakluczyłem wóz i ruszyłem w
stronę boiska zapełnionego licealną społecznością. Otworzyłem drzwi wejściowe i
automatycznie zalała mnie fala typowego szkolnego hałasu. Okulary założyłem na
głowę. Nie zatrzymując się po drodze, skierowałem się od razu do sekretariatu,
gdzie miałem sfinalizować kwestię dokumentów w sprawie mojego rzekomego
przeniesienia z innej szkoły do tego liceum. Trwało to jakieś kilka minut,
wyszedłem z pomieszczenia dość pośpiesznie, idąc przyglądałem się mojemu
planowi lekcji. Szkolny korytarz gromadził szeroką gamę różnych osobowości,
mniej i bardziej szokujących, mniej i bardziej wyróżniających się z tłumu.
Niektórzy stali potulnie pod klasami, inni wydurniali, zupełnie nie licząc się
z myślą, że spóźnią się na lekcje. Była też tradycyjna szkolna elita, chociaż w
wypadku niektórych, to co najwyżej ich marne podróby. Kujoni, outsiderzy,
członkowie miejskich drużyn sportowych i wszyscy pozostali, czyli skład uczniów
niczym nie odbiegający od innej tradycyjnej szkoły.
Studiowałem właśnie rozkład klas, a Ci, którzy pozostali wciąż na korytarzu łapali ostatnią minutę przerwy, by dotrzeć na czas na pierwszą lekcję. W niedalekiej odległości dostrzegłem biegnących piłkarzy, a jeszcze dalej grupkę roześmianych czymś do rozpuku dziewczyn, którym zresztą chyba nigdzie się nie śpieszyło. Jedna z nich zachowywała się nad wyraz głupio, głośno śpiewała (o, ile to w ogóle można było nazwać śpiewem) przy czym wykonywała jakieś dziwne tańce. Krótko mówiąc, niezrównoważona świruska. Mijając je chciałem ją wyminąć, ale dziewczyna nie zauważyła mnie i straciła równowagę.
Studiowałem właśnie rozkład klas, a Ci, którzy pozostali wciąż na korytarzu łapali ostatnią minutę przerwy, by dotrzeć na czas na pierwszą lekcję. W niedalekiej odległości dostrzegłem biegnących piłkarzy, a jeszcze dalej grupkę roześmianych czymś do rozpuku dziewczyn, którym zresztą chyba nigdzie się nie śpieszyło. Jedna z nich zachowywała się nad wyraz głupio, głośno śpiewała (o, ile to w ogóle można było nazwać śpiewem) przy czym wykonywała jakieś dziwne tańce. Krótko mówiąc, niezrównoważona świruska. Mijając je chciałem ją wyminąć, ale dziewczyna nie zauważyła mnie i straciła równowagę.
*
— …so baby whenever you're ready! — śpiewałam
donośnie, jednocześnie próbując naśladować jedną z bollywoodzkich tancerek.
Niezbyt sukcesywnie. Mimo tego bawiło nas to. Automatycznie przerwałam
śpiewanie, czując, że na kogoś wpadłam. Mrugnęłam kilkakrotnie rzęsami, moje
oczy dostrzegły średniego wzrostu błękitnookiego blondyna.
— Przepraszam, bardzo przepraszam — rzuciłam,
schylając się po książki, które wypadły mi z rąk, gdy na niego wpadłam.
Podniósł jedną z nich. Och, co za szarmancka.
— Wszystko okej? — zadał pytanie niemal szepcząc,
unikał mojego wzroku.
Mam coś na twarzy czy jak? Przemknęło mi przez
myśl.
— Odgrywając tańce godowe na korytarzu stwarzasz
niebezpieczeństwo, wiesz o tym? — chłód jego głosu wywołał gęsią skórkę na moim
ciele. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że był bardzo dumny ze swojej
"riposty". Mentalnie przewróciłam oczami, obserwując jak dumnie
nastrasza się jak paw. Uśmiechnęłam się na przekór jemu, odpychając falę
sarkazmu jaką mnie zalał.
— Serio? Bo jednak, mi wydaje się, że Pan od BHP
nie miałby żadnych zastrzeżeń. Kiedy widział mnie ostatnio odgrywającą te tańce
godowe – wyraźnie zaakcentowałam dwa ostatnie słowa sztucznie, uśmiechając się
do niego — nic nie powiedział, ale dzięki za troskę. To pa — pomachałam mu ręką
na pożegnanie i go wyminęłam.
— I tańce godowe – zaakcentował podobnie jak ja —
trzeba umieć tańczyć — taka mała dygresja, skarbie. To pa — znów udał mój ton
głosu, cholernie nieumiejętnie zresztą.
Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu i skierowałam
się pod klasę.
— Co za frustrat — zakpiłam. Dziewczyny szybko
do mnie dołączyły i spojrzały na mnie znacząco. Po chwili niedbale odwróciłam
głowę do tyłu i natrafiłam się na jego wzrok. Kiedy zorientował się, że
zauważyłam jak mnie lustruje szybko przeniósł wzrok na kogoś innego.
— Ale za to jaki przystojny — odparła
podekscytowana jego wyglądem Kaitlyn, ignorując moją osobę.
— Nie kojarzę w ogóle tego chłopaka. Czy to nie
przypadkiem ten nowy? Pan Castle mówił, że jakiś chłopak na dniach ma dołączyć
na nasze zajęcia – zapytała Irma, a Jenna mruknęła i kiwnęła głową na
potwierdzenie.
— Skąd jest, wiecie może? – kontynuowałam.
— Nie bardzo — Jenna pokręciła głową.
— Obiło mi się o uszy, że jest z zachodniego
wybrzeża. Seattle, te strony - oświadczyła Nathalie.
— Pewnie wyrzucili go z poprzedniej szkoły za
ten grobowy nastrój i zbyt wysokie mniemanie o sobie — zaśmiała się Irma, na co
wszystkie zawtórowałyśmy jej śmiechem.
— Wystarczy mi na dziś rozmów na temat jego
osoby, zmieńmy temat —poinformowałam stanowczo, chcąc wyzbyć się z mojej głowy
krążącego widoku jego chłodnego, a jednocześnie kpiącego spojrzenia.
— Dopiero co zaczęłyśmy - śmiała się Margaret.
*
Popołudniowe promyki marcowego słońca nadawały
wnętrzu jaskrawego odcienia. Zasłoniłam kremowe żaluzje do połowy długości i
usiadłam przy fortepianie, znajdowałam się w moim ulubionym pomieszczeniu w tej
szkole. W sali muzycznej.
Podobnie jak dzisiejszego popołudnia, często przychodziłam tu po lekcjach i grałam czy śpiewałam, to była taka moja odskocznia. Muzyka zawsze przenosiła mnie w inny wymiar. W zupełnie inną rzeczywistość. Tam gdzie ja spisywałam zasady. Czułam się wtedy nieco jak Alicja po drugiej stronie lustra, towarzyszyło mi uczucie niepewności i strachu, ale nadal było lepiej niż w realnym świecie.
Podobnie jak dzisiejszego popołudnia, często przychodziłam tu po lekcjach i grałam czy śpiewałam, to była taka moja odskocznia. Muzyka zawsze przenosiła mnie w inny wymiar. W zupełnie inną rzeczywistość. Tam gdzie ja spisywałam zasady. Czułam się wtedy nieco jak Alicja po drugiej stronie lustra, towarzyszyło mi uczucie niepewności i strachu, ale nadal było lepiej niż w realnym świecie.
Nuty
przelewające się w dźwięki, które wydobywały się spod białych i czarnych klawiszy
mojego ulubionego instrumentu koiły każdy niepokój, nerwy, złość, smutek, żal.
Wszystkie negatywne emocje. Zapomnienie. Chwilowe zatrzymanie piasku w
klepsydrze czasu. Wstrzymanie postrzegania świata rozumem, a pozostawienie tego
zmysłom i duchowej części siebie, pierwotnym instynktom. Możliwość oddania się
na osobności muzyce, przeżywania za każdym razem swego rodzaju katharsis. Muzyka
wybitnie kamuflowała moje troski, pomagała wstać, gdy upadałam. A w leczeniu
mojego tonięcia w melancholii, medycynie znanego jako depresja, była lepsza niż
najlepsi psycholodzy w tym stanie, a może nawet kraju. Oczyszczenie. Warte
miliony tysięcy. Choćby na kilka krótkich i ulotnych chwil, ale zawsze, kiedy
tego potrzebowałam. Bez żadnych zawodów czy próśb. Od kilku lat moim „numerem
ratunkowym” stał się klucz od tejże sali. Sięgnęłam po moją teczkę z nutami i
otworzywszy ją na odpowiedniej stronie zaczęłam grać własną kompozycję, jeśli w
ogóle można było ją tak nazwać.
*
*
Musiałem.
W sumie to nadal muszę to wszystko przemyśleć. Do pewnego czasu było cudownie,
miło i słodko, wręcz cukierkowato, aż szło się zrzygać. Ale potem coś się
zepsuło. Ba, musiało się zepsuć. Bańka pękła, a przesłodzony świat rozmył się w
zaledwie kilka chwil. A ja nie przystosowany już do świata w palecie
szaro-burych barw ogłupiałem.
To wszystko miało swój początek ponad trzy lata po moim zaistnieniu. Po drodze na szczyt coś we mnie zamarło, jakaś ważna dla mnie cząstka, bez której czułem, że nie potrafię być dawnym Justinem. Nie potrafiłem nic wymyślić, moja jakakolwiek kreatywność nagle się ulotniła.
To wszystko miało swój początek ponad trzy lata po moim zaistnieniu. Po drodze na szczyt coś we mnie zamarło, jakaś ważna dla mnie cząstka, bez której czułem, że nie potrafię być dawnym Justinem. Nie potrafiłem nic wymyślić, moja jakakolwiek kreatywność nagle się ulotniła.
Nigdy nie chciałem stać się taki jaki jestem
teraz. Nie takie miałem priorytety zaczynając to wszystko. Trzynastoletni chłopiec,
który z nadmiarem entuzjazmu, nadziei, chęci do działania i radości dopiero
wkraczał w świat przemysłu muzycznego nie byłby ze mnie dumny. To bolało.
Cholernie. Świadomość, zbyt duża świadomość potrafi zabić. Mnie zabijała
świadomość własnego zepsucia. Potrzebowałem antidotum na swoje grzechy, sam już
nie wiedziałem czy podmiotowego czy przedmiotowego, byle pilnie.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że takie myślenie
było nieco głupie i lekkomyślne, ale zatraciłem wszystkie moje nadzieje w tej
szkole, łudziłem się, że coś w jej murach będzie potrafiło przełamać lód w moim
sercu. Odkryć na nowo moje dawne, prawdziwe ja. Czułem do siebie... żal,
niechęć, wrogość, nienawiść? Sam już nie wiedziałem. Moja poczytalność była
niepełnosprawna. Z jednej strony lubiłem ten stan, kiedy traciłem panowanie nad
moim życiem, gdy rozum oddawał kontrolę zmysłom, niekontrolowanym rozumem
zmysłom, i lubiłem go pogłębiać. Wlewać w siebie litry alkoholu naiwnie licząc
na to, że fala procentów zakryje na dłuższy czas moje wszystkie problemy i
troski, albo przynajmniej ich część. Albo co gorsza zwabić jakąś z moich fanek.
Świnia, prostak. Nie, nie do łóżka. Przynajmniej nie zawsze. Chociaż część
godności we mnie zostało. Ale dla zabawy. Pobawić się w kotka i myszkę, tak jak
świat bawi się ze mną. Dla żartów, żeby się pośmiać, by nie myśleć o
problemach, by zająć umysł czymś innym, by zagłuszyć sumienie...
Co się ze mną stało? Dwie skrajne postawy
zaczęły mnie rozrywać od środka. Niszczyć... Traciłem również fanów. Z dnia na
dzień. Ci, którzy nadal ostali próbowali
mnie pocieszać, ale ja wiedziałem, że jest ich coraz mniej. W końcu kto by
dalej chciał trwać przy takiej osobie jak ja? Paradoksalnie nie potrafiłem tego
zaprzestać, to we mnie tkwiło, jakby całe te zepsucie wżarło się bezpowrotnie w
głąb mojego organizmu.
To wszystko nie miało już sensu, moje życie też
miało go coraz mniej.
Któregoś dnia wpadłem na pomysł, czy powrót do normalnego życia coś zmieni? Czy na nowo obudzi tą cząstkę uśpioną przez moją ciemną stronę? Bo skoro już nic nie pomagało, to czemu by nie zaryzykować jeszcze jeden raz?
Któregoś dnia wpadłem na pomysł, czy powrót do normalnego życia coś zmieni? Czy na nowo obudzi tą cząstkę uśpioną przez moją ciemną stronę? Bo skoro już nic nie pomagało, to czemu by nie zaryzykować jeszcze jeden raz?
W taki sposób znalazłem się tu. W jednym z
publicznych amerykańskich liceów. Odpowiednia peruka, soczewki zmieniające
kolor tęczówki, zmiana nazwiska i inne takie. Nowa tożsamość. Szkoda tylko, że
w pakiecie nie było także wymiany emocji czy wymazania pamięci. Chyba nie
potrafię już żyć... Chyba.
Muzyka. Od małego towarzyszyła mi w każdym
momencie życia. Była moim oczyszczeniem, istnym katharsis. Dawała mi przez
moment popatrzeć na świat przez różowe okulary. Kochałem to. Muzyka była moim
nałogiem. Nałogiem, który pozwalał mi jeszcze jako tako egzystować. Egzystować.
Bo żyć przestałem już dawno.
Dzisiejszy dzień był moim pierwszym dniem w
nowej szkole. Szybciej niż myślałem powróciły do mnie wspomnienia, chociaż
ledwo dosięgam pamięcią dnia, kiedy postawiłem ostatni krok w stacjonarnej
szkole, bo przez większość czasu mojej edukacji miałem do czynienia z
nauczaniem indywidualnym. Tym samym prawie całkowicie obcy był mi tryb
chodzenia do takiej placówki, bo do tej pory to wszyscy dopasowywali się do
mnie, tym razem to ja będę musiał się dostosować. Nie było tu miejsca na
gwiazdorzenie czy osobiste preferencje.
Po lekcjach postanowiłem wstąpić do sali
muzycznej, by chwilę się wyciszyć. Szedłem właśnie szkolnym korytarzem, będąc
blisko sali usłyszałem nagle najpierw dźwięki fortepianu, a potem śpiew. To
była dziewczyna. Jej głos sprawił, że na ciele poczułem gęsią skórkę i zupełnie
jakby wydawane przez nią dźwięki wtopiły się w moją skórę, przedarły się do
środka organizmu i utworzyły jakąś więź porozumienia, bo momentalnie poczułem
cały ten smutek, rozżalenie i bezradność, które sączyły się z głębi jej głosu.
Podszedłem bliżej i stanąłem obok drzwi sali, by dokładniej wsłuchać się w
tekst piosenki.
Jest pierwszy
rozdział.
Część pisania już
przed tygodniem, część w tym tygodniu w autobusie kiedy jechałam na wycieczkę w
góry.
Cóż, nie umiem go
do końca ocenić. Jest jaki jest, ale czy genialny?
No właśnie chyba
nie, a raczej na pewno nie.
Piszę stosunkowo
krótko, tak naprawdę dopiero od początku tego roku i to jeszcze z ciągłymi przerwami.
Jeśli wam się nie
spodoba ten rozdział mam ochotę przestać pisać, oczywiście tego nie zrobię, bo
jednak pisanie jest czymś co lubię, nie mniej świadomość, że moje pisanie jest
"takie se" skutecznie zniechęca do dalszego efektywnego 'tworzenia'.
Klaudia x
Klaudia x
o ja cię! Mimo że o Bieberze mam zamiar czytać :D
OdpowiedzUsuńWgl jeśli zaczniesz czytać moje opo (one step to hell), to mam wrażenie, że zauważysz pewne podobieństwo... Ciężko w to uwierzyć, ale cóż :D
W każdym razie podoba mi się i rozdział i prolog. Aż jestem ciekawa, co będzie dalej :D
To ten... informuj mnie o nextach, jesli to nie problem (twitter/ facebook, co wolisz).
Cheers xxx
TheSimpsonizer.
royal-life-with-one-direction.blogspot.com
1d-one-step-to-hell.blogspot.com
A, co Ty masz do Justina, Iwa? Hm? ;p
Usuńdziękuję. <3
Boże, jaka ja byłam głupia, że od razu nie zaczęłam tego czytać, bo od razu mogłabym Cię męczyć i wypytywać o nowe rozdziały (mam nadzieję, że będziesz mnie informować). Jest świetnie! Dostrzegam tu ogromny potencjał, bo w końcu widzę coś nowego, świeżego, innego, oryginalnego - a to same plusy! Mam nadzieję, że rozwiniesz tą historię i zyska sobie grono czytelników. Spróbuję nawet coś zrobić, żeby trochę Ci ich tu przybyło.
OdpowiedzUsuńŚciskam,
@awwkjut
Wiesz, że cię uwielbiam nie? :D
UsuńOgromnie mi pomagasz i bardzo ci dziękuję. <3
boże kocham to. kocham po prostu kocham. czytam wiele, na prawdę wiele opowiadań ale tylko nie liczne stają się moimi ulubionymi. po przeczytaniu dwóch rozdziałów już wiem, że będę wchodziła tutaj codziennie, nawet kilka razy dzienni i sprawdzała nowości. proszę Cię tylko o jedno, nigdy, przenigdy nie przestawaj pisać. proszę... tylko o to proszę. jesteś zbyt utalentowana i kreatywna, nie możesz stracić szansy *zabłyśnięcia* w życiu internetowym.
OdpowiedzUsuńxoxo
@looolga
agsadgdpma dziękuję! <3
UsuńNowy rozdział już niedługo.
Boże, świetne o:
OdpowiedzUsuńmi sie bardzo podoba. jakbym prawdziwa ksiazke czytala:) powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie! <3
UsuńAle czemu z anonima? :c
Podpisujcie się swoimi nickami z twittera :)
grzechem jest mówienie, że to jest 'takie se' UWIERZ W KOŃCU W SIEBIE! Czytam twoje wcześniejsze opowiadanie i je ubóstwiam, a w tym już się zauroczyłam i sądzę, że lada moment nie będę mogła bez niego żyć. Jesteś niesamowita i będę ci to powtarzać na okrągło. Informuj mnie proszę/ @odczapy
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. <3
UsuńNaprawdę? To czemu ja o tym nic nie wiem? :o
Ale, że loveandotherdrugsx.blogspot.com ?
Genialnie poprostu... świetny rodział... Zapowiada sie bardzo ciekawie. Masz talent i prosze nie przestawaj pisac bo ja juz sie nakrecilam na ta historie ;D
OdpowiedzUsuńCzyyyytam! Dawaj kolejny! Pozdrawiam Linny
OdpowiedzUsuńMatko! Bardzo podoba, niesamowite, że ktoś może mieć taki talent, serio. :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, dodawaj szybko.
OdpowiedzUsuńJaki piekny rozdzial! Gdzie ten twoj talent sie wczesniej chowal?!
OdpowiedzUsuńtalent <3 dzięki, Sylwia.
UsuńNie zapominajmy o twoim talencie, którego nie chcesz na razie rozwijacć. No, ale rozumiem. Szkoła, brak weny. Chociaż mi wydaje się jednak, że jesteś dla siebie ciut za surowa.
haha, sama nie wiem.
Po prostu pewnego wieczora usiadłam do laptopa i postanowiłam napisać jakąś dramę nieco inspirując się muzyką, filmem, no i moim pokręconym życiem. Tak powstał rozdział szósty na loveandotherdrugsx.blogspot.com i od wtedy jakoś mi się przestawiło wszystko co do mojego pisania.
Niesamowite orginalne pisz dalej!
OdpowiedzUsuńO jezu, trafiłam na bloga dzisiaj, ale muszę przyznać, że jest interesujący i będę wpadać tu częściej. : )
OdpowiedzUsuńAwww *.* Wciągające, lubię to! :) I napisane takim fajnym, lekkim językiem, świetnym do czytania. Czekam na drugi rozdział! :)
OdpowiedzUsuń+ *proud_of_U*!
mi się bardzo podoba ! Będę czytać :)
OdpowiedzUsuńmój tt: @naaikoo
Pierwsza myśl, gdy wysłałaś mi link - oby nie o Bieberze! Nie mam nic do niego, ale mam w zwyczaju zaczytywać się tylko w opowiadaniach o tematyce HP. Szczerze mnie zaskoczyłaś. Prolog i 1 rozdział czyta się lekko i przyjemnie. Nic cukierkowego, co dominuje w większości tego typu opowiadań. Trzymam kciuki i nie pozwól by to stało się zbyt słodkie opowiadanie, a będziesz miała kolejnego stałego czytelnika :)
OdpowiedzUsuńInformuj mnie o nowych rozdziałach na tt: @misssyellowally
Wow, naprawdę podoba mi się jak piszesz :) Czekam na następny rozdział xd
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie ;) już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <33 Karola :**
OdpowiedzUsuńKarola? :)
UsuńKtóra Karola?
wow, to jest świetne! już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. <3
OdpowiedzUsuńkc, kc! <3 @NakedFlower1
OdpowiedzUsuńŚWIETNE ŚWIETNE ŚWIETNE <3
OdpowiedzUsuń@just_kidrauhl23
KOCHAM TO! <3 KOCHAM KOCHAM KOCHAM! NO NIESAMOWITE PO PROSTU!
OdpowiedzUsuńTY MASZ TALENT!
NIE ZMARNUJ TEGO! *____________________________*
NIGDY NIE PRZESTAWAJ PISAĆ! *-* <3 :*
Masz w sobie coś takiego odmiennego i to czuć w twoim stylu. To nie są zwykłe słowa, które łączą się w zdania. Owszem są, ale sposób w jaki to robisz jest magiczny z pewnym sensie. Szczególnie widać to we fragmencie z perspektywy Justina. Nie posługujesz się językiem potocznym, ale tym górnolotnym i wyrafinowanym. Podoba mi się to. *.*
OdpowiedzUsuń@nawalona
super
OdpowiedzUsuńO jeeej, jak mi się podoba ten rozdział... Niesamowicie <3 Zabieram się do kolejnego :)
OdpowiedzUsuńeffystory.blogspot.com
Bardzo przyjemny, chociaż z natury nie czytam fanficów, a w szczególności z Bieberem dla tego zrobię wyjątek, bo masz baaaaardzo duży potencjał! :> - pozdrawiam SilentBadBoy, ten od gejowskiego opowiadania o Lou i Zaynie ;)
OdpowiedzUsuńAww, nigdy nie lubiłam pisać z perspektywy różnych bohaterów, ale Tobie wyszło to genialnie.
OdpowiedzUsuńJustin Bieber zmienia wygląd i postanawia chodzić do normalnego liceum - to coś nowego i jeszcze nie spotkałam się z takim pomysłem na opowiadanie. Mimo że, jak wspominałam w poprzednim komentarzu, nie przepadam za Justinem, to jakoś zbytnio nie przeszkadza mi tu jego postać. Sprawiłaś, że go toleruję. ;-)
Ach, cóż by tu więcej napisać? Wiem! Brakowało mi w tym rozdziale jakiejś klimatycznej muzyki na początku. To zawsze pomaga w czytaniu i pozwala lepiej wyobrazić sobie sytuację i emocje bohaterów.
Życzę masę weny i lecę czytać rozdział number two.
Pozdrawiam, Raspberry. :-*
for-sharon.blogspot.com
Cieszę się niezmiernie, że tak ciepło zareagowałaś na postać Justina! ;) I dziękuję za wszystkie miłe słowa.
Usuń