Nie wierzyliście, że wrócę, prawda? A jednak!
Wcale nie odeszłam z bloga, po prostu miałam sporo obowiązków itd., ale od dzisiaj będę trenować moją systematyczność. Obiecuję!
Obserwowałam jak płomyki ognia kołyszą się
według podmuchów wiatru. Raz w prawo, raz w lewo. W prawo, w lewo, w prawo, w
lewo... i tak w kółko. Siedziałam na drewnianej ławce opatulona miękkim,
fioletowym kocem z kubkiem malinowej herbaty w ręku. Czułam przyjemne podmuchy
wiatru muskające mnie po policzkach. Spoglądałam na ludzi siedzących wokoło
ogniska. Czułam także mimo wszystko wypełniającą mnie pozytywną energię od
środka. Zaśmiałam się w myślach. To ja wariuję czy może otaczająca mnie
rzeczywistość normalnieje?
Gapiłam się tak na ognisko, powili siorpiąc
herbatę, kiedy nagle poczułam wibracje mojego telefonu, wyjęłam więc go z
kieszeni dżinsów. Na wyświetlaczu widniał komunikat: "masz 1 nową
wiadomość", kliknęłam w niego szybko będąc ciekawa kto się odezwał.
Widząc, że wiadomość jest od Dave'a automatycznie wyszczerzyłam zęby w
uśmiechu.
"Witaj Lydia. Utknąłem na posłudze u ojca,
a Ty jak tam? Mam nadzieję, że nie nudzisz się tak jak ja." —
przeczytałam, tym samym przypomniało mi się nasze poprzednie spotkanie, tym
razem już w normalnych okolicznościach i o dziwo przy książkach. Chłopak
zaprowadził mnie na spotkanie klubu książki, i to nie byle jakiego, bo tworzyły
go Panie emerytki z jego osiedla, był on kimś na pobodę ich koordynatora,
pomagał w doborze listy lektur i w zdobyciu odpowiedniej ilości egzemplarzy
książki tygodnia. Uśmiałam się co nie miara w towarzystwie rezolutnych
emerytek. Na drugim spotkaniu z kolei zaprowadził mnie do miejscowej fabryki
czekolady mówiąc, że teraz mogę naćpać się fenyloetyloaminy ile mi się żywnie
podoba. To była zdecydowanie jedna z najbardziej zaskakujących znajomości w
ostatnim czasie.
"Witaj Dave. Czym nazywasz posługę? U mnie
w porządku, tylko trochę sobie allienuję."
— wystukałam tekst na klawiaturze i kliknęłam "wyślij".
Odpisał po niespełna minucie.
"Pracuję w firmie ojca, żeby odrobić swój
dług względem niego, i jak się domyślasz "tryskam entuzjazmem". Mogę
się urwać i przyjechać do Ciebie, jedno zrzędzenie ojca w tą czy w tamtą, niewielka
różnica”
"Nie kłopocz się, dam sobie radę. Mam
herbatę i koc, jeszcze nie umieram z nudów.”
"A gdzie Ty w sumie jesteś?"
"Nad jeziorem. "
"Sama?"
"Nie, na wyjeździe ze szkołą.”
"No właśnie! I co, nie ma tam innych ludzi?”
"Właśnie, innych, nie takich jak ja.”
"Dowcipna jak zwykle."
Zapatrzona w ekran telefonu uśmiechnęłam się. Kliknęłam
"odpisz", ale zanim zdążyłam coś napisać usłyszałam nad głową jakiś
znajomy głos. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Jasona, uśmiechał się do
mnie, trzymając w ręku plastikowy kubek, prawdopodobnie z jakimś napojem.
— Wolne? — zapytał, wskazując na miejsce na
drewnianej ławce obok mnie.
— Oczywiście — odparłam, posyłając mu uśmiech.
— Widzę, że jesteś czymś rozbawiona — zagaił.
— Znajomy mnie rozbawił.
Pokiwał głową.
— Mhm, a który?
Zaśmiałam się cicho.
— Nikt stąd. Nie jestem fanką tego towarzystwa —
uśmiechnęłam się, żeby nie wyjść na snobkę,
której nie pasuje żadne towarzystwo.
— Rozumiem. Więc może chcesz się przejść? —
zaproponował.
— W sumie... czemu nie? — odpowiedziałam, podnosząc się z miejsca bardzo energicznie. Zbyt
energicznie. Wstając, szybko odwróciłam się do tyłu i zderzyłam się z
przechodzącym właśnie Dustinem. Ponownie to samo. Niechcący wylał na mój koc
zawartość dwóch kubków, które niósł w dłoni, kiedy w niego uderzyłam. Szczęście
w nieszczęściu, że i ja go nie oblałam herbatą, chociaż i tak czułam jak cała
płonę ze wstydu.
— Przepraszam — odezwał się pierwszy, zanim ja
zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
— Nie, to ja przepraszam — odpowiedziałam. Było
mi strasznie głupio. A mimo to walczyłam ze sobą, żeby nie parsknąć śmiechem,
to zdarzenie musiało wyglądać komicznie. Taka wtopa na oczach całej szkole. Genialnie,
Williams. — Powinnam uważać jak łażę. Wybacz — posłałam mu delikatny uśmiech i
wyprzedziłam, by udać się z Jasonem na krótki spacer. Przeszłam dwa kroki i
zatrzymałam się, by ten dorównał mi kroku.
— Wszystko w porządku? — zapytał.
— Jak najbardziej. Dzień jak co dzień — rzuciłam
ironicznie, po czym się zaśmiałam.
Chłopak zawtórował śmiech.
— Byłem obserwatorem i
mogę cię zapewnić, że to była jego wina — dodał jako wytłumaczenie, po czym ponownie się uśmiechnął. — Choć, pokażę ci coś — powiedział i ruszył na przód. Pokierowałam się za nim. Po drodze
przewiesiłam mokry koc przez balustradę przy wejściu do naszego domku, po czym
poszliśmy dalej.
— Dokąd idziemy? — zapytałam, bo nie bardzo
rozeznawałam się w tym ośrodku.
— Nad brzeg jeziora — odparł krótko. — Spójrz —
polecił, kiedy weszliśmy na most położony wzdłuż brzegu.
— Faktycznie pięknie — oceniłam spoglądając na
gwieździste niebo. Blask księżyca odbijał się w lustrze wody, jednocześnie
oświetlając tą ciepłą wiosenną noc. Chwilę się zamyśliłam. — Sądzisz, że
możliwym jest, by ludzkim życiem rządziła kwestia przypadku? — zapytałam nagle.
— Szczerze? Nie mam pojęcia. Czemu pytasz? —
odparł spokojnie.
— Myślę o tym, i o tamtym, i... Przepraszam,
nieważne... - machnęłam ręką. Odsunęłam ideę rozmowy z Jasonem na ten temat,
coś ze mną nie tak czy jak? — Słuchaj, umiesz dochować tajemnicy? - nasunęło
mi się nagle, chcąc zmienić temat.
— Oczywiście, a o co chodzi? — odparł
zdezorientowany.
— Zdążyłeś już poznać Kaitlyn? — zapytałam.
— Tak, a co? — wyszczerzył zęby w uśmiechu. —
Knujesz coś? — roześmiał się.
— Tak jakby — odwzajemniłam uśmiech.
— Co z tą tajemnicą? —dociekał.
— Kaitlyn bardzo chętnie poznałaby cię bliżej i
cóż, może byś tak jej w tym pomógł? — zapytałam zawadiacko.
— Skąd
wiedziałaś? — ogarnęła go radość.
— Skąd wiedziałam? — na chwilę zgubiłam wątek. —
Och, nie wiedziałam. Rozmawiałam z Kaitlyn — odparłam ucieszona, że Jason
również jest zainteresowany blondynką. Zmierzył mnie przyjaźnie, po czym
uścisnął.
— Dziękuję Lydia, jesteś najlepsza — biła od
niego taka radość, aż mi się zrobiło cieplej na sercu. — To ja pójdę jej
poszukać — oznajmił, po czym pożegnał się promiennym uśmiechem.
Kiedy zniknął gdzieś w ciemności wieczoru
odwróciłam się twarzą do jeziora i przez długi moment patrzyłam na niebo. Po
chwili poczułam jak pojedyncze łzy spływają mi z policzków. W pewien sposób
lubiłam ten stan. Nie radość. Ale i nie smutek. Coś pomiędzy.
W mojej głowie pojawił się obraz Dustina. Mój
mózg mnie nie znosił najwidoczniej.
Na początku trochę nie wiedziałam jak się zachowywać
względem niego, w końcu nie chciałam, żeby tak to wyszło, a po rozmowie z
George'm było mi już kompletnie głupio. Domyślałam się, że chyba puścił niemiłe
wspomnienia z moich urodzin w niepamięć, bo nasze dotychczasowe dialogi
generalnie toczyły się całkiem nieźle, a jednak nadal nie mogłam go rozgryźć. Z
jednej strony pogodne, czasem wręcz empatyczne nastawienie względem mnie, a
jednak z drugiej strony ta obojętność i uprzedzenie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu.
Sięgnęłam do kieszeni spodni po telefon, po czym zauważyłam na wyświetlaczu
znajome imię.
— Hej Dave, co słychać? — powiedziałam do
telefonu, podziwiając widok jeziora nocą.
— A wiesz, dzwonię, żeby ci powiedzieć, że w
sumie już skończyłem na dzisiaj, i jeśli nadal się tak nudzisz to mogę do ciebie
podjechać, tylko powiedz mi gdzie jesteście dokładnie — zaproponował mówiąc
pogodnym tonem.
— Um, w sumie czemu nie — odparłam, przeglądając
się w lunie wody. Weszłam na pomost i zrobiłam parę powolnych kroków do przodu,
by jeszcze lepiej ujrzeć wieczorny urok okolicy. — Ten ośrodek nazywa się, eee,
nazywa się... — powtórzyłam się, bo na śmierć zapomniałam nazwy ośrodka, w
którym teraz przebywaliśmy. — Głupia skleroza, wybacz. Zaraz sprawdzę w
Internecie, daj mi tylko chwilę i…
— Już nie trzeba — Dave nagle mi przerwał.
— Co powiedziałeś? — zapytałam zdezorientowana.
— Po prostu się odwróć — polecił. Usłyszałam, że
rozłączył się.
Nie bardzo rozumiałam jeszcze o co mu chodzi,
ale zrobiłam co powiedział. Obróciłam się o 180 stopni, a kilka kroków przed
sobą ujrzałam jakąś postać, konkretniej jakiegoś chłopaka, oniemiałam ze
zdziwienia, gdy blask Księżyca wreszcie oświecił twarz Dave’a.
— Dave! – otworzyłam szeroko oczy. — Co ty tu
robisz? — zapytałam wielce zdziwiona zaistniałą sytuacją.
— To samo
pytanie mógłbym skierować do ciebie — zaśmiał się, po czym dodał po chwili:
Gdybym tylko wiedział, że będziecie w tym właśnie ośrodku...
Roześmiałam się.
— Intrygujące — obdarzyłam go szczerym
uśmiechem, cały czas niedowierzając, że właśnie przede mną stoi. — Czyli mam
rozumieć, że ten ośrodek jest twojego taty? — upewniłam się.
— Dokładnie rzecz ujmując jest współwłaścicielem
— uśmiechnął się łagodnie.
Chwilę tkwiliśmy w zamyśleniu. Nasze zaskoczenie
powoli ulatywało gdzieś w przestrzeń.
— Więc, co tu robisz? — chłopak przerwał ciszę.
— Szukam drugiej gwiazdy na prawo, a ty?
— Chcesz się dostać do Nibylandii? — zapytał, a
na jego twarzy pojawił się nieco enigmatyczny uśmiech.
— A kto nie chce? — odpowiedziałam pytaniem.
Obdarowałam go półuśmiechem.
— Ja i już na Ziemi jestem wiecznym dzieckiem,
nie mówiąc o naturze zagubionego chłopca — odpowiedział po chwili. Również się
uśmiechnął.
Znowu zapadła między nami cisza. W tle było
słychać odgłosy nocy. Cichy szum wody i gdzieś w trawie grające świerszcze.
— Cóż za zbieg okoliczności — tym razem ja
przerwałam ciszę.
— Prawda? — odpowiedział pytaniem.
Wymieniliśmy się uśmiechami.
— Wszystko w porządku, Rita? Masz jakąś taką
zatroskaną twarz. Męczy cię coś? — dodał po chwili.
— I tak i nie, ale nieważne. Nie mówmy o tym.
— Na pewno?
W akcie odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
— Jak wolisz. Ale jakby co to mów. Możesz na
mnie liczyć.
— Wiem, wiem — powiedziałam cicho.
— Mogę ci coś pokazać? Myślę, że pomoże to ci
się rozpogodzić — powiedział nieco tajemniczo.
— Okej, zaryzykuję — zaśmiałam się cicho.
— A więc chodź ze mną — odparł, gestykulując
ręką. Pokierowałam się za nim, przeszliśmy kawałek, po czym znaleźliśmy się
przy jakimś budynku, wyglądał na jakąś salę czy coś w tym rodzaju.
— Co ty kombinujesz, Dave? — rozmyślałam na głos.
— Przekonasz się za moment — wyjął z kieszeni
spodni parę kluczy, po czym jednym z nich otworzył drzwi wejściowe budynku. —
Zapraszam do środka — przepuścił mnie pierwszą w drzwiach. Kiedy zapalił
światło moim oczom ukazała się sala taneczna. Jedna ściana była cała pokryta
lustrami, wzdłuż której w połowie przymocowany był długi, metalowy drążek. Przy
drugiej ścianie w kącie stała mała półka, na której umieszczony był odtwarzacz
płyt, parę książek oraz skromna dyskografia. — Lubisz tańczyć? — zapytał.
— Pytanie... uwielbiam! — uśmiechnęłam się od ucha
do ucha. — Znaczy... trochę hip-hop, jakiś czas temu, tylko tyle... — nieco
ujęłam sobie na entuzjazmie jakby wiedząc co może się wydarzyć.
— A ty? — dodałam po chwili.
— Ja swego czasu modern i trochę towarzyski.
Automatycznie wybałuszyłam oczy. Ten człowiek
chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Zaśmiałam się na głos.
— No co? — zapytał, podchwycając mój śmiech.
— Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać —
dalej się śmiałam.
— A czy nie o to chodzi? — zapytał, a gdy
spojrzałam w jego oczy napotkałam na ten typ spojrzenia. Te spojrzenie, którym lustruje
się tylko jedną osobę.
Zagryzłam dolną wargę na skutek powstałej nieco
napiętej atmosfery i natychmiast zdjęłam z niego wzrok.
Zrobił krok do przodu i wręcz wyszeptał mi do
ucha: Po prostu wczuj się w rytm. W reszcie ja cię poprowadzę.
Co prawda zrobił to niesamowicie subtelnie, ale
i tak nie mogłam trochę pozbierać faktów. Nieco ta sytuacja mnie zaskoczyła.
Znaliśmy się doprawdy niedługo, i od razu złapaliśmy dobry kontakt, ale czy ja
czasem czegoś nie przegapiłam?
Kiedy któryś już raz tego wieczoru pochłonęły mnie
własne rozmyślania, Dave podszedł do odtwarzacza, by włączyć muzykę.
— Udzielisz mi tego zaszczytu? — zapytał
rozkładając przede mną dłoń, delikatnie się uśmiechając.
Ledwo zauważalnie pokiwałam głową.
— I rozluźnij się — polecił.
— No z otwarciem to już u mnie gorzej — odparłam
nieco zmieszana.
— Serio? Odniosłem inne wrażenie — powiedział
odważnie, po czym rozbrzmiała muzyka.
— To
świadczy o tym jak słabo ją znasz — usłyszałam złośliwy głos
podświadomości.
Usłyszałam pierwsze nuty piosenki, byłam już
bliska odgadnięcia wykonawcy, kiedy Dave zapytał:
— Lubisz Shakin' Stevens'a?
— Całkiem — odpowiedziałam krótko. Położyłam
swoją dłoń na jego ramieniu, a on na moim, po czym chwyciliśmy się za ręce.
Wolnym krokiem poruszaliśmy się po sali.
Powolne, subtelne kroki. Nasz taniec był
delikatny, ale zarazem bardzo energiczny. Dźwięki nas otulały, a my wtapialiśmy
się w nie krok po kroku.
Zamknęłam oczy. Zawsze tak robiłam, gdy chciałam
coś bardziej poczuć.
Po chwili usłyszałam jak po cichu Dave zaczyna
śpiewać, oniemiałam, tym bardziej, że wychodziło mu to całkiem nieźle. Chłopak
musiał zauważyć zaskoczenie i zdziwienie malujące się na mojej twarzy, bo zapytał:
— To, że potrafię śpiewać zadziwiło cię jeszcze
bardziej, niż to, że czytam książki, co? — zażartował.
— Nieprawda — odparłam zdawkowo i odwróciłam
głowę w bok czując, że się czerwienię. Ponownie zamknęłam oczy.
— And I cry just a little bit, cry just a little bit. Well, I pray just a
little bit, pray just a little bit. I pray nobody wants your loving to keep,
and you stray just a little bit, stray just a little bit. Don't let temptation
fill your heart with dream. Don't let your mind run away. Forbidden
love is never what it seems — kołysałam
się w rytm muzyki, słuchając śpiewu Dave'a. — Nie bój się, śpiewaj! — chłopak
polecił z uśmiechem.
— No nie wiem.
— Czego się boisz? Nie masz nic do stracenia.
— And you cry just a little bit… — zaczęłam nieśmiale. Ledwo było słychać mój śpiew.
— Cry just a little bit, cry just a little bit. You're the light that
brightens all of my day — śpiewaliśmy po chwili już razem. Dave słysząc, że
się przyłączyłam szeroko się uśmiechnął.
Byliśmy teraz nieco bliżej siebie niż przed
chwilą. Lubiłam Dave’a, bardzo lubiłam, ale nie wiedziałam, czy zbliżanie się
do niego, aż tak bardzo to na pewno dobry pomysł.
Dalej kontynuowałam delikatne kołysanie się w
rytm muzyki, śpiewając już nieco głośniej. Chłopak nagle odważył się odgarnąć
jedno z pasma moich włosów, opadających prosto na moją twarz. I zrobił to tak
cholernie subtelnie, w środku mnie walczyły ze sobą dwa skrajne fronty, jeden
żądał puszczenia blokady, drugi wręcz zakazywał jakiegokolwiek obnażania
emocjonalnego. Po chwili poczułam jego usta na mojej szyi.
Boże, on naprawdę mnie całuje — coś krzyczało w
mojej głowie.
Teraz dzieliły nas tylko milimetry.
Przekroczyliśmy wszelkie granice przestrzeni osobistej, a Dave nie przestawał.
Kiedy był na granicy linii twarzy, a policzka po plecach przeszedł mi jakiś
gorący dreszcz. Dotknęliśmy się nosami. Cały czas nie otwierałam oczu, wolałam
to przeżywać bardziej wewnętrznie. Poczułam delikatne muśnięcie na ustach.
Wtulaliśmy się w siebie, a kiedy brunet mnie pocałował poczułam nawet przyjemne
ciepło, ale coś we mnie krzyczało NIE NIE NIE. Pod wpływem chwili odwzajemniłam
pocałunek, wewnętrznie cały czas niedowierzając w przebieg wydarzeń. Wszystko
to, każdy jego dotyk, pocałunek był niezwykle przyjemny, coś jednak mnie
blokowało.
Nagle poczułam jak ramiączko bluzki opada na
moje prawe ramię. Nie, to było zbyt wiele. Wspomnienia zaczęły mnie atakować.
Ten gest przelał we mnie szalę goryczy, czując, że już dłużej nie wytrzymam
rosnącego we mnie nagromadzenia emocji, wyrwałam się z tanecznego uścisku. —
Czy ty właśnie zamierzałeś mnie rozebrać? — podniosłam głos. — Nie życzę sobie,
rozumiesz? — krzyknęłam ze zaszklonymi od emocji oczami, po czym biegiem
ruszyłam do wyjścia.
— Rita, poczekaj! — zawołał za mną.
— Zostaw mnie, Dave — powiedziałam nieco ciszej,
ale nadal podniesionym, stanowczym głosem. Przekroczyłam próg budynku. Szybkim
krokiem poszłam w stronę ogniska, oglądałam się po drodze za dziewczynami, ale
jak na złość żadnej nie widziałam. Doszłam do ogniska, trochę głupio to rozegrałam,
bo siedziała tam już tylko szkolna elita i Dustin. Kate zmierzyła mnie,
dostrzegając chyba, że mam zaszklone oczy przybrała sztuczną minę współczucia i
rzuciła kąśliwie:
— Och, Lydia! Co się stało?
— Kate, skończ — upomniał ją Dustin. Aż oniemiałam
ze zdziwienia. Spojrzał się na mnie i lustrował przez moment. Rzuciłam mu
krótkie spojrzenie i oddaliłam się od ogniska, kierując się jak najdalej od
nich.
Usiadłam na drewnianej ławeczce przy jednym z
wielu domków, skrzyżowałam nogi po turecku, wyjęłam iPoda z kieszeni spodni.
— Co ja kurwa robię z własnym życiem, jestem
beznadziejna. Jestem w chuj beznadziejna. Boże, musisz mnie chyba naprawdę nienawidzić skoro nadal
w moim życiu taki syf. Jeśli już na taki los mnie skazałeś, to pozwól mi po
prostu zniknąć — mówiłam do siebie pod nosem, wściekła na siebie i cały świat dookoła,
nie wiem na co bardziej. W słabym świetle nocnej lampy, znajdującej się obok
domku próbowałam rozplątać słuchawki.
— Oho,
autoagresja zawsze w modzie — mój
wewnętrzny głos się obudził.
Kliknęłam "play", a w słuchawkach
rozbrzmiała muzyka. Zamknęłam oczy, oddychając głęboko i powoli. Staram się
uwolnić umysł od nadmiaru emocji.
— Lydia? — usłyszałam znajomy głos. Niechętnie
otworzyłam oczy, jednocześnie wyciągając słuchawki w uszu.
— Dustin. Co... ty tu robisz? — nie kryłam
zdziwienia. Cóż, tym razem chociaż się za mną wstawił.
— Wszystko w porządku?
— Szczerze? Nie do końca.
Spojrzał na mnie, po czym zajął na ławce miejsce
obok mnie.
— Chcesz o
tym porozmawiać? — zapytał cicho. Jego głos był taki niesamowicie spokojny,
cały był taki zrównoważony, nie widziałam go jeszcze w takim wydaniu.
— Nie bardzo mam siłę.
— Mam iść?
Spojrzałam na niego swoimi, zapewne jeszcze
zaczerwienionymi oczami, o ile można było to dostrzec w tym słabym
świetle. Czekał tak z dobrą minutę, a ja cały czas milczałam. W końcu po
chwili kątem oka zobaczyłam, że niepewnym krokiem się cofa.
— Zostań — powiedziałam cichym, ledwie słyszalnym
głosem. Czułam się już i tak wystarczająco zażenowana. Spojrzałam się na niego
i momentalnie tego pożałowałam, bo on się delikatnie uśmiechnął, a wtedy z
moich oczu wypłynęła dosłownie fontanna łez. Nie mogłam jej powstrzymać. Szybko
odwróciłam głowę w bok, wtem Dustin chwycił mnie za rękę. Z powrotem spojrzałam
się na niego.
— Już dobrze — najdelikatniej jak to było możliwe
przytulił mnie do siebie.
— Możemy pomilczeć, okej? — zapytał, na co tylko pokiwałam głową.
— Możemy pomilczeć, okej? — zapytał, na co tylko pokiwałam głową.
Holy fuck! Nie za duzo ma tych facetów? Chociaz takich dupkow jak Dave to raczej nie ma co liczyć... Dobrze ze jest stary dobry Dustin-Justin. Wiesz ze przeczytałam teraz wszystko od poczatku bo troche moralniaka złapałam jak mi znowu pisałaś ;p w każdym razie widze zajebisty postęp w twoim pisaniu! Mega fajnie sie czyta, nawet o 2 w nocy 😜 zostawiam sobie kolejny na jutro, chociaz nie ukrywam ze jestem ciekawa co dalej
OdpowiedzUsuń