sobota, 1 sierpnia 2015

8. Mętlik.

               Czasami dochodzisz to takiego momentu, że niewiele już Cię obchodzi. Docierają do Ciebie wszystkie te emocje i uczucia, ale Ty pozostajesz w tym samym miejscu, po prostu.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Cieszyłam uszy głuchą ciszą, która panowała w moim pokoju. Leżałam swobodnie na łóżku z zamkniętymi oczami, klatka po klatce analizując ostatni miesiąc. Najpierw sprzeczka z Dustinem, potem zaginięcie George'a i jeszcze te nagłe pojawienie się Jacka. Na dodatek wątek z Dave'em... Chyba za dużo jak na mnie.
Westchnęłam głośno.
Nie potrafię odnaleźć prawidłowej drogi. Nadal się gubię, nieustannie trafiam na ślepe uliczki, niemądrze wybieram ciemne, boczne ulice. I zbyt dużo myślę, tak to jeden z moich największych błędów, co gorsza nie potrafię go nijak wyplenić. Nie poddaję się, gram dalej, ale pełno we mnie niejasności, niepewności. To tak irytujące. Potrzebuję kogoś, kto byłby dla mnie kompasem, wskazały właściwy kierunek, doradził.... Potrzebuję totalnej przemiany, pewnego rodzaju uzdrowienia i odnowy. Odkreślenia grubą krechą przeszłości, czytaj mój największy błąd numer jeden. Spoglądam wstecz, wracam do pewnych zdarzeń, rozpamiętuję... I niby wiem, że takie postępowanie jest bezsensu, jednakże coś w głębi mnie sprawia, że brnę w to głupstwo. I nie potrafię przestać. Mam tego świadomość i...
Mój wewnętrzny monolog przerwało pukanie do drzwi. Niechętnie otworzyłam oczy, po czym zmieniłam pozycję na siedzącą.
— Mogę? — George wychylił głowę zza drzwi.
— Tak, jasne! Siadaj — uśmiechnęłam się do niego. — Co jest, młody?
— Masz może ochotę na spacer? Chciałbym pójść na plac zabaw — uśmiechnął się do mnie promiennie.
— Czemu nie — odparłam, po czym wykrzywiłam usta w półuśmiechu na perspektywę spędzenia czasu z młodszym bratem.
 — Super! To ja idę się ubrać — wykrzyknął wesoło malec.
— Dołączę do ciebie zaraz! — krzyknęłam, kiedy braciszek opuścił już mój pokój.
Opadłam lekko na poduszkę i ponownie westchnęłam.
Sięgnęłam po bluzę z szafy, zabrałam telefon z biurka i zeszłam po schodach na dół. George czekał już ubrany, widocznie się niecierpliwiąc. Założyłam trampki na nogi i wyszliśmy z domu.
Na dworze przywitał mnie przyjemny powiew wiatru. Szliśmy z George'm powolnym krokiem. Obserwowałam gałęzie drzew, które delikatnie kołysał wiatr. W niecałe dziesięć minut dotarliśmy na plac zabaw. Mały pobiegł do swoich kolegów, a ja usiadłam na ławce. Nadal nie mogłam wyrzucić z głowy wspomnień z minionego wyjazdu szkolnego.
*
— Boję się — nagle przerwałam ciszę. Na chwilę opuściły mnie wszelkie blokady i pozwoliłam sobie na powiedzenie wprost tego co myślę.
— Boisz się? — powtórzył za mną.
 — Jestem pełna lęków i niepewności. I chyba już sama nie wiem czego chcę... chociaż to może przez te widzenie braku jakiegokolwiek sensu w prawie wszystkim — kontynuowałam.
Chłopak głośno westchnął. Chociaż chyba to było bardziej jękniecie.
— Och, brzmi, aż za bardzo znajomo — powiedział ledwo słyszalnie.
— Słucham? — zapytałam zaskoczona, po czym nagle odkaszlnęłam, bo zaschło mi w gardle.
— Nie jesteś sama — powiedział nieco głośniej, po czym odwrócił wzrok, jakby bał się, że wyczytam z jego oczu całą prawdę o nim.
Między nami znowu zapanowała cisza.
Poczułam się nieco niezręcznie, ale nie zamierzałam jej przerywać. Nie chciałam wyjść na nachalną, jeśli nie chce kontynuować danego tematu, nie będę naciskać.
— Pójdę już — powiedział po dłuższej chwili. — A ty połóż się, odpocznij. To ci dobrze zrobi — podniósł się z miejsca i pożegnał mnie obojętnym wyrazem twarzy. Tak bardzo czułam, że pod tą maską obojętności kryje się milion nadprogramowych emocji.
— Dziękuję — wyszeptałam, na co on tylko słabo się uśmiechnął, po czym zniknął w czerni nocy.
Nadal nie czując się wystarczająco dobrze, posłuchałam rady Dustina i po niespełna pięciu minutach wstałam z ławki, udając się do naszego domku. Kiedy już weszłam do środka pierwsze, co zrobiłam to wyłączyłam telefon ignorując kilka bądź kilkanaście powiadomień, wiadomości i nieodebranych połączeń, po czym wzięłam szybki prysznic, a potem z muzyką w uszach próbowałam walczyć z bezsennością.
*
Wyraźnie słyszalny śmiech George'a w tle przerwał moje rozmyślania. Spojrzałam na małego brata, był taki uradowany. W pewnym sensie zazdrościłam mu tej dziecięcej beztroski, też bym tak chciała.
Po około godzinie zaczęliśmy zbierać się do domu. Dochodziło wpół do dziewiętnastej.
— Co zrobimy na kolację? — zapytał nagle chłopiec.
 — A na co masz ochotę, skarbie? — odpowiedziałam pytaniem.
— Może by tak tosty? — zaproponował.
— Świetny pomysł, ale w takim razie musimy wpaść do sklepu ser i chleb tostowy — odparłam, uśmiechając się do malca. Odwzajemnił uśmiech.
Do najbliższego supermarketu mieliśmy zaledwie parę kroków. Gdy weszliśmy do środka od razu skierowaliśmy się do działu z nabiałem. Na chwilę zamyśliłam się, nie pierwszy to juz raz dzisiejszego dnia zresztą, a kiedy odwróciłam się w stronę brata, ten zniknął mi z pola widzenia. Od razu serce zaczęło mi szybciej bić. Obejrzałam się jeszcze raz dookoła, ale nigdzie go nie widziałam. Zrobiłam obchód po najbliższych działach, ale nigdzie go nie było. Poczułam, że robi mi się niedobrze z nerwów. Przyśpieszyłam kroku i zaczęłam rozglądać się dookoła. Chciałam skręcić do następnej półki, kiedy nagle wpadłam na kogoś. Spojrzałam i od razu poczułam jak zaczynać płonąć ze wstydu.
Ile razy jeszcze będę tak wpadać na tego człowieka? — krzyczała moja podświadomość.
— Lydia, hej — odparł zdezorientowany.
— Cześć, Dustin.
— Wszystko okej? Wyglądasz na zdenerwowaną.
— Um, nie, wszystko w porządku, tylko chyba jestem zbyt nieobecna na opiekowanie się bratem - zmieszana opuściłam głowę w dół.
— Znowu zgubiłaś George'a? — na jego twarzy pojawiło się rozbawienie.
— Tak jakby — wybełkotałam.
Zaśmiał się, na co skarciłam go wzrokiem.
Chłopak odchrząknął i powiedział:
— Mały na pewno zaraz się znajdzie, może po prostu zainteresował go któryś z działów i... O! Chyba niewiele się myliłem — odparł.
Odwróciłam się do tyłu, po czym spostrzegłam roześmianego malca, idącego w moją stronę ze sporej wielkości lizakiem w ręku.
— Lydia! Patrz, jaki duży lizak, i to w kształcie minionka! — zawołał rozradowany. Jego uśmiech stał się jeszcze większy, kiedy dostrzegł stojącego obok mnie Dustina. Z wielkim uśmiechem na ustach przywitał się z chłopakiem. Przytulił się z nim na powitanie.
— To my już będziemy lecieć, pa Dustin — odparłam. Byłam pewna, że na policzkach miałam czerwone wypieki ze wstydu. Wzięłam brata za rękę i odeszłam szybko w swoją stronę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość, że czułam się niezręcznie przez tą naszą szczerą rozmowę, to teraz jeszcze to. Brawo, Williams.
Po niecałych dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Po kolacji wróciłam do mojego łóżka. Jakoś nie miałam chęci na nic innego. W międzyczasie przypomniało mi się, żeby jeszcze zadzwonić do Mary, która była u przyjaciółki na noc. Nie odbierała jednak, więc postanowiłam, że zadzwonię jutro z samego rana. Po telefonie do siostry poszłam przeczytać coś bratu przed snem, a kiedy mały już zasnął po cichu wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i przebrana w piżamę weszłam pod kołdrę. Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy próbując zasnąć.
Prawie już zasypiałam, kiedy zadzwonił mój telefon. Nie otwierając oczu sięgnęłam po telefon do szafki nocnej.
— Halo. Mary? — powiedziałam do telefonu będąc przekonana, że siostra oddzwania.
— Nie, to ja, Rita — usłyszałam głos Dave'a w słuchawce, po czym natychmiast zrobiło mi się niedobrze, znacznie bardziej niż dzisiaj w sklepie.
— Nie spojrzałam na wyświetlacz, myślałam, że to moja siostra — rzuciłam krótko.
— Och, to dlatego odebrałaś — dało się usłyszeć żal w jego głosie. Aż coś mnie zakuło w środku.
— Tylko nie wywołuj we mnie poczucia winy — powiedziałam nieco oschle.
— Nie to miałem w zamiarze — tłumaczył się. — Chciałem porozmawiać — dodał ciszej.
Znowu coś mnie zakuło w sercu. Westchnęłam.
— Więc słucham — rzuciłam niby obojętnie.
— Ekhm, wolałbym w cztery oczy.
— Ale ja już niekoniecznie — kontynuowałam obojętny ton, który miałam wrażenie blokował wypłynięcie emocji na wierzch.
— Rita, proszę cię... — powiedział łamiącym się głosem.
Milczałam przez chwilę walcząc ze wspomnieniami.
— Dave, co ty tak naprawdę ode mnie chcesz, co? — nieco podniosłam ton.
— Zależy mi na tobie... Bardzo. I… — zająknął się na moment — nie chcę cię stracić — jego ton był wręcz błagalny.
Nagły powrót wspomnień nie pozwolił mi odpowiedzieć. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać łzy. Byłam tak tym wszystkim rozżalona, jednocześnie mając wszystkiego dość. Może po prostu już zawsze jakiekolwiek uczucie miało we mnie wywoływać mentalny ból?
— Rita, jesteś tam? — zapytał smutnym głosem.
Niechcący zaszlochałam do telefonu, natychmiast mentalnie walnęłam siebie w policzek. Pośpiesznie wytarłam łzy.
— Czy ty płaczesz? — zapytał. Był naprawdę przejęty.
— Nie — zaprzeczyłam, ale mój głos zdradzał wszystko. Wzięłam głęboki oddech i przywołałam się do porządku. Nie zamierzam zmieniać mojego życia w melodramat. Chociaż nie, on już nim po części był, stwierdziłam sarkastycznie.
— Pozwól mi to wszystko naprawić — wyszeptał do telefonu.
  Daruj sobie takie teksty — odzyskałam chłodny ton.
Co najgorsze, niby potrzebowałam bliskości drugiej osoby, ale przy Dave'ie coś mnie blokowało, poza tym miałam wiele innych wątpliwości co do jego osoby, i nie tolerowałam ludzi, którzy nie wiedzieli co to wyczucie i przestrzeń. Paradoksalnie najchętniej wyprowadziłabym się na drugi koniec świata i resztę życia spędziła w samotności. Moja bezsilność już dawno mnie przerosła, a bez otoczenia ludzi przynajmniej nie musiałabym wiecznie grać, że wszystko jest okej.
— Jutro, wieczorem. Przyjdź do mnie — coś mnie tknęło, żeby dać mu szansę chociaż na rozmowę w cztery oczy. Powiedziałam i rozłączyłam się natychmiast. 
*
Dochodziła dwudziesta, a ja nerwowo popijałam kawę siedząc w kuchni przy stole. Patrzyłam na zegar umieszczony na przeciwległej ścianie, kiedy nagle zabrzmiał dzwonek wstałam z krzesła, odstawiłam kubek z resztką kawy do zlewu i udałam się do przedpokoju, po czym wzięłam oddech i otworzyłam drzwi. W progu stał Dave z zatroskanym wyrazem twarzy.
— Wejdź — rzuciłam unikając jego wzroku.
Przeszliśmy do kuchni.
— Chcesz coś do picia? — zapytałam.
— Może być kawa — powiedział cicho.
Wstawiłam wodę na kawę, po czym usiadłam obok niego przy stole.
— Więc o czym chcesz rozmawiać? — zaczęłam widząc jaki jest spięty.
— O nas.
— O nas? — skrzywiłam się. — Jakie nas?
— Przepraszam, źle się wyraziłem. O tobie i o mnie — poprawił się. — Zależy mi na tobie, bardzo. Wiem, że wiele przeszłaś i naprawdę nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, Rita — spojrzał mi w oczy, a mnie coś zakuło w sercu.
— Każdy tak mówi — wypaliłam oschle, ale chłopak kontynuował tłumaczenie, ignorując moją postawę.
— Myślałem, że też chcesz tej bliskości, i... — przełknął ślinę, —  myślisz o mnie w ten sam sposób, w jaki ja myślę o tobie... — spojrzał na mnie pytającym wyrazem twarzy, ale ja milczałam.
Nagle delikatnie dotknął moich palców dłoni. Natychmiast je odsunęłam od niego.
— Znowu to robisz — powiedziałam surowo.
— Wybacz — odparł ze skruchą. — Po prostu czuję, że też tego chcesz, tylko coś cię blokuje.
— Zmuszanie kogoś do czegoś nie jest najlepszą drogą — znowu uciekłam w oschły ton.
— Przecież wiesz, że nie chce cię do niczego zmuszać — tłumaczył się.
Nic nie odpowiedziałam na to.
Usłyszałam dźwięk gotującej się wody, dlatego wstałam z miejsca, sięgnęłam z szafki dwa kubki i pojemnik z kawą. Wyjęłam jeszcze z lodówki mleko. Kiedy kawa była już gotowa ponownie zajęłam swoje miejsce przy stole, podając chłopakowi jego kubek z kawą.
Westchnęłam, po czym wzięłam łyk kawy. Następnie spojrzałam Dave'owi w oczy i momentalnie tego pożałowałam. Jego oczy były takie zasmucone... Cokolwiek do niego czułam bądź nie czułam ciężko było mi patrzeć na niego w takim stanie.
— Nie jestem w stanie znieść tego twojego pospiechu, nie umiem tak — po dłuższej chwili milczenia udało mi się powiedzieć coś w miarę sensownego.
— Och, rozumiem. Nie musimy sie nigdzie śpieszyć, no i...
Nie dałam mu dokończyć.
— I krępuje mnie bliskość, dlatego nie do przyjęcia dla mnie jest, żebyś po dwóch, trzech tygodniach znania się dotykał tak swobodnie mojego ciała — mówiłam nie patrząc mu  w oczy.
— Wtedy... — zaczął, — nie miałem nic złego na myśli, uwierz... Szanuję cię — bronił się.
— Mhm…
Nastała między nami cisza juz któryś raz z kolei.
— Nie chcę nalegać, więc może przemyśl to sobie i zadzwoń do mnie na przykład jutro albo pojutrze, dobrze? — zapytał łagodnie.
W akcie odpowiedzi niechętnie pokiwałam głową.
— Odprowadzę cię do drzwi — rzuciłam.
— Okej.
Podnieśliśmy się z miejsca i skierowaliśmy do drzwi wyjściowych. Niechcący spojrzałam mu w oczy, nadal miał je takie smutne.
— Tak bardzo ciebie pragnę — wyszeptał mi do ucha.
Okej, co to właśnie było? Odnosiłam wrażenie, że w jego towarzystwie mówiłam po chińsku i żadne z wypowiedzianych słów do niego nie docierało. Na mojej twarzy pojawił się grymas lekkiego zniesmaczenia.
Odsunęłam się od niego jak oparzona, po czym zapytałam:
— Co we mnie takiego jest, że tak mnie chcesz? Nie rozumiem.
Pokręcił głową i nieco się uśmiechnął.
— Wszystko — chciał musnąć swoją dłonią moje palce, ale natychmiast je odsunęłam dalej i zacisnęłam w pięść. — Jesteś po prostu bardzo wyjątkową osoba, i delikatną — odparł.
— Myślałam, że słabość to wada — prychnęłam.
— Słabość, a delikatność to dwie różne rzeczy.
Nic nie odpowiedziałam. Gapiłam się tępo w podłogę, nie zaszczycając go ani na moment moim wzrokiem.
— Na mnie pora — powiedział wreszcie, kiedy zobaczył, że nie zamierzam już więcej razy się odzywać. — Do usłyszenia, Rita.
— Pa, Dave — zamknęłam drzwi, po czym osunęłam sie na nich i ukucnęłam, łapiąc się za głowę. Przystawiłam palec do skroni, który miał udawać pistolet, po czym udałam, że oddaję strzał. 

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hm, hm, hm... nie wiem, nie lubię się powtarzać, ani szukać swojego poprzedniego komentarza żeby wyrazić to samo co zawsze. bo standardowo bardzo mi się podoba. lubię tą płynność, którą operujesz. lubię to, że Rita jest taka niepewna, trochę zagubiona, ale boję się, że zrobisz z niej Marysię Zuzannę. więc proszę uważaj na to. nie rozumiem tego sformułowania "nie umiem w życie". nie wiem czy to jest błąd, czy jednak świadomie to napisałaś, ale jakoś gryzie mnie to w oczy. George jest taaaki uroczy, haha. lubię wątki z młodszym rodzeństwem chyba we wszystkich ff, o ile nie są to rozpuszczone bachory robiące na złość 24/7. no, a teraz zabieraj się za odzyskiwanie czytelników i pamiętaj o systematyczności (chociaż co do tego to akurat nie powinnam się wypowiadać, bo sama jestem okropna pod tym względem lmao). chyba nie wspominałam jeszcze o tym, że podoba mi się to jak bardzo można wczuć się w Ritę i w jej uczucia. jest dobrze Klaudyna, więc nie dodawaj kolejnego rozdziału za pół roku, oki? ;) koooooooooooooocham mocno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. dziewiąty jest już gotowy, więc opóźnień nie będzie, przewiduję go jakoś na czwartek/piątek :)

      Usuń
  4. trele-morele czwartek/piątek, ja chcę już! :d

    OdpowiedzUsuń