Czasami
dochodzisz to takiego momentu, że niewiele już Cię obchodzi. Docierają do
Ciebie wszystkie te emocje i uczucia, ale Ty pozostajesz w tym samym miejscu,
po prostu.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Cieszyłam uszy
głuchą ciszą, która panowała w moim pokoju. Leżałam swobodnie na łóżku z
zamkniętymi oczami, klatka po klatce analizując ostatni miesiąc. Najpierw
sprzeczka z Dustinem, potem zaginięcie George'a i jeszcze te nagłe pojawienie
się Jacka. Na dodatek wątek z Dave'em... Chyba za dużo jak na mnie.
Westchnęłam głośno.
Nie potrafię odnaleźć prawidłowej drogi. Nadal
się gubię, nieustannie trafiam na ślepe uliczki, niemądrze wybieram ciemne,
boczne ulice. I zbyt dużo myślę, tak to jeden z moich największych błędów, co
gorsza nie potrafię go nijak wyplenić. Nie poddaję się, gram dalej, ale pełno
we mnie niejasności, niepewności. To tak irytujące. Potrzebuję kogoś, kto byłby
dla mnie kompasem, wskazały właściwy kierunek, doradził.... Potrzebuję totalnej
przemiany, pewnego rodzaju uzdrowienia i odnowy. Odkreślenia grubą krechą
przeszłości, czytaj mój największy błąd numer jeden. Spoglądam wstecz, wracam
do pewnych zdarzeń, rozpamiętuję... I niby wiem, że takie postępowanie jest
bezsensu, jednakże coś w głębi mnie sprawia, że brnę w to głupstwo. I nie
potrafię przestać. Mam tego świadomość i...
Mój wewnętrzny monolog przerwało pukanie do
drzwi. Niechętnie otworzyłam oczy, po czym zmieniłam pozycję na siedzącą.
— Mogę? — George wychylił głowę zza drzwi.
— Tak, jasne! Siadaj — uśmiechnęłam się do
niego. — Co jest, młody?
— Masz może ochotę na spacer? Chciałbym pójść na
plac zabaw — uśmiechnął się do mnie promiennie.
— Czemu nie — odparłam, po czym wykrzywiłam usta
w półuśmiechu na perspektywę spędzenia czasu z młodszym bratem.
— Super! To ja idę się ubrać — wykrzyknął
wesoło malec.
— Dołączę do ciebie zaraz! — krzyknęłam, kiedy
braciszek opuścił już mój pokój.
Opadłam lekko na poduszkę i ponownie westchnęłam.
Sięgnęłam po bluzę z szafy, zabrałam telefon z
biurka i zeszłam po schodach na dół. George czekał już ubrany, widocznie się
niecierpliwiąc. Założyłam trampki na nogi i wyszliśmy z domu.
Na dworze przywitał mnie przyjemny powiew
wiatru. Szliśmy z George'm powolnym krokiem. Obserwowałam gałęzie drzew, które
delikatnie kołysał wiatr. W niecałe dziesięć minut dotarliśmy na plac zabaw.
Mały pobiegł do swoich kolegów, a ja usiadłam na ławce. Nadal nie mogłam
wyrzucić z głowy wspomnień z minionego wyjazdu szkolnego.
*
— Boję się — nagle przerwałam ciszę. Na chwilę
opuściły mnie wszelkie blokady i pozwoliłam sobie na powiedzenie wprost tego co
myślę.
— Boisz się? — powtórzył za mną.
— Jestem pełna lęków i niepewności. I
chyba już sama nie wiem czego chcę... chociaż to może przez te widzenie braku
jakiegokolwiek sensu w prawie wszystkim — kontynuowałam.
Chłopak głośno westchnął. Chociaż chyba to było
bardziej jękniecie.
— Och, brzmi, aż za bardzo znajomo — powiedział
ledwo słyszalnie.
— Słucham? — zapytałam zaskoczona, po czym nagle
odkaszlnęłam, bo zaschło mi w gardle.
— Nie jesteś sama — powiedział nieco głośniej,
po czym odwrócił wzrok, jakby bał się, że wyczytam z jego oczu całą prawdę o
nim.
Między nami znowu zapanowała cisza.
Poczułam się nieco niezręcznie, ale nie
zamierzałam jej przerywać. Nie chciałam wyjść na nachalną, jeśli nie chce
kontynuować danego tematu, nie będę naciskać.
— Pójdę już — powiedział po dłuższej chwili. — A
ty połóż się, odpocznij. To ci dobrze zrobi — podniósł się z miejsca i pożegnał
mnie obojętnym wyrazem twarzy. Tak bardzo czułam, że pod tą maską obojętności
kryje się milion nadprogramowych emocji.
— Dziękuję — wyszeptałam, na co on tylko słabo
się uśmiechnął, po czym zniknął w czerni nocy.
Nadal nie czując się wystarczająco dobrze, posłuchałam
rady Dustina i po niespełna pięciu minutach wstałam z ławki, udając się do
naszego domku. Kiedy już weszłam do środka pierwsze, co zrobiłam to wyłączyłam
telefon ignorując kilka bądź kilkanaście powiadomień, wiadomości i nieodebranych
połączeń, po czym wzięłam szybki prysznic, a potem z muzyką w uszach próbowałam
walczyć z bezsennością.
*
Wyraźnie słyszalny śmiech George'a w tle
przerwał moje rozmyślania. Spojrzałam na małego brata, był taki uradowany. W
pewnym sensie zazdrościłam mu tej dziecięcej beztroski, też bym tak chciała.
Po około godzinie zaczęliśmy zbierać się do
domu. Dochodziło wpół do dziewiętnastej.
— Co zrobimy na kolację? — zapytał nagle
chłopiec.
— A na co masz ochotę, skarbie? —
odpowiedziałam pytaniem.
— Może by tak tosty? — zaproponował.
— Świetny pomysł, ale w takim razie musimy wpaść
do sklepu ser i chleb tostowy — odparłam, uśmiechając się do malca. Odwzajemnił
uśmiech.
Do najbliższego supermarketu mieliśmy zaledwie
parę kroków. Gdy weszliśmy do środka od razu skierowaliśmy się do działu z
nabiałem. Na chwilę zamyśliłam się, nie pierwszy to juz raz dzisiejszego dnia
zresztą, a kiedy odwróciłam się w stronę brata, ten zniknął mi z pola widzenia.
Od razu serce zaczęło mi szybciej bić. Obejrzałam się jeszcze raz dookoła, ale
nigdzie go nie widziałam. Zrobiłam obchód po najbliższych działach, ale nigdzie
go nie było. Poczułam, że robi mi się niedobrze z nerwów. Przyśpieszyłam kroku
i zaczęłam rozglądać się dookoła. Chciałam skręcić do następnej półki, kiedy
nagle wpadłam na kogoś. Spojrzałam i od razu poczułam jak zaczynać płonąć ze
wstydu.
Ile razy jeszcze będę tak wpadać na tego
człowieka? — krzyczała moja podświadomość.
— Lydia, hej — odparł zdezorientowany.
— Cześć, Dustin.
— Wszystko okej? Wyglądasz na zdenerwowaną.
— Um, nie, wszystko w porządku, tylko chyba
jestem zbyt nieobecna na opiekowanie się bratem - zmieszana opuściłam głowę w
dół.
— Znowu zgubiłaś George'a? — na jego twarzy
pojawiło się rozbawienie.
— Tak jakby — wybełkotałam.
Zaśmiał się, na co skarciłam go wzrokiem.
Chłopak odchrząknął i powiedział:
— Mały na pewno zaraz się znajdzie, może po
prostu zainteresował go któryś z działów i... O! Chyba niewiele się myliłem —
odparł.
Odwróciłam się do tyłu, po czym spostrzegłam
roześmianego malca, idącego w moją stronę ze sporej wielkości lizakiem w ręku.
— Lydia! Patrz, jaki duży lizak, i to w
kształcie minionka! — zawołał rozradowany. Jego uśmiech stał się jeszcze
większy, kiedy dostrzegł stojącego obok mnie Dustina. Z wielkim uśmiechem na
ustach przywitał się z chłopakiem. Przytulił się z nim na powitanie.
— To my już będziemy lecieć, pa Dustin —
odparłam. Byłam pewna, że na policzkach miałam czerwone wypieki ze wstydu.
Wzięłam brata za rękę i odeszłam szybko w swoją stronę. Miałam ochotę zapaść
się pod ziemię. Nie dość, że czułam się niezręcznie przez tą naszą szczerą
rozmowę, to teraz jeszcze to. Brawo, Williams.
Po niecałych dwudziestu minutach byliśmy już w
domu. Po kolacji wróciłam do mojego łóżka. Jakoś nie miałam chęci na nic
innego. W międzyczasie przypomniało mi się, żeby jeszcze zadzwonić do Mary,
która była u przyjaciółki na noc. Nie odbierała jednak, więc postanowiłam, że
zadzwonię jutro z samego rana. Po telefonie do siostry poszłam przeczytać coś
bratu przed snem, a kiedy mały już zasnął po cichu wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam
prysznic i przebrana w piżamę weszłam pod kołdrę. Wtuliłam się w poduszkę i
zamknęłam oczy próbując zasnąć.
Prawie już zasypiałam, kiedy zadzwonił mój
telefon. Nie otwierając oczu sięgnęłam po telefon do szafki nocnej.
— Halo. Mary? — powiedziałam do telefonu będąc
przekonana, że siostra oddzwania.
— Nie, to ja, Rita — usłyszałam głos Dave'a w
słuchawce, po czym natychmiast zrobiło mi się niedobrze, znacznie bardziej niż
dzisiaj w sklepie.
— Nie spojrzałam na wyświetlacz, myślałam, że to
moja siostra — rzuciłam krótko.
— Och, to dlatego odebrałaś — dało się usłyszeć
żal w jego głosie. Aż coś mnie zakuło w środku.
— Tylko nie wywołuj we mnie poczucia winy —
powiedziałam nieco oschle.
— Nie to miałem w zamiarze — tłumaczył się. —
Chciałem porozmawiać — dodał ciszej.
Znowu coś mnie zakuło w sercu. Westchnęłam.
— Więc słucham — rzuciłam niby obojętnie.
— Ekhm, wolałbym w cztery oczy.
— Ale ja już niekoniecznie — kontynuowałam
obojętny ton, który miałam wrażenie blokował wypłynięcie emocji na wierzch.
— Rita, proszę cię... — powiedział łamiącym się
głosem.
Milczałam przez chwilę walcząc ze wspomnieniami.
— Dave, co ty tak naprawdę ode mnie chcesz, co? —
nieco podniosłam ton.
— Zależy mi na tobie... Bardzo. I… — zająknął
się na moment — nie chcę cię stracić — jego ton był wręcz błagalny.
Nagły powrót wspomnień nie pozwolił mi
odpowiedzieć. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać łzy. Byłam tak tym wszystkim
rozżalona, jednocześnie mając wszystkiego dość. Może po prostu już zawsze
jakiekolwiek uczucie miało we mnie wywoływać mentalny ból?
— Rita, jesteś tam? — zapytał smutnym głosem.
Niechcący zaszlochałam do telefonu, natychmiast
mentalnie walnęłam siebie w policzek. Pośpiesznie wytarłam łzy.
— Czy ty płaczesz? — zapytał. Był naprawdę przejęty.
— Nie — zaprzeczyłam, ale mój głos zdradzał
wszystko. Wzięłam głęboki oddech i przywołałam się do porządku. Nie zamierzam
zmieniać mojego życia w melodramat. Chociaż nie, on już nim po części był,
stwierdziłam sarkastycznie.
— Pozwól mi to wszystko naprawić — wyszeptał do
telefonu.
— Daruj
sobie takie teksty — odzyskałam chłodny ton.
Co najgorsze, niby potrzebowałam bliskości
drugiej osoby, ale przy Dave'ie coś mnie blokowało, poza tym miałam wiele
innych wątpliwości co do jego osoby, i nie tolerowałam ludzi, którzy nie
wiedzieli co to wyczucie i przestrzeń. Paradoksalnie najchętniej
wyprowadziłabym się na drugi koniec świata i resztę życia spędziła w
samotności. Moja bezsilność już dawno mnie przerosła, a bez otoczenia ludzi
przynajmniej nie musiałabym wiecznie grać, że wszystko jest okej.
— Jutro, wieczorem. Przyjdź do mnie — coś mnie
tknęło, żeby dać mu szansę chociaż na rozmowę w cztery oczy. Powiedziałam i
rozłączyłam się natychmiast.
*
Dochodziła dwudziesta, a ja nerwowo popijałam
kawę siedząc w kuchni przy stole. Patrzyłam na zegar umieszczony na
przeciwległej ścianie, kiedy nagle zabrzmiał dzwonek wstałam z krzesła,
odstawiłam kubek z resztką kawy do zlewu i udałam się do przedpokoju, po czym
wzięłam oddech i otworzyłam drzwi. W progu stał Dave z zatroskanym wyrazem
twarzy.
— Wejdź — rzuciłam unikając jego wzroku.
Przeszliśmy do kuchni.
— Chcesz coś do picia? — zapytałam.
— Może być kawa — powiedział cicho.
Wstawiłam wodę na kawę, po czym usiadłam obok
niego przy stole.
— Więc o czym chcesz rozmawiać? — zaczęłam
widząc jaki jest spięty.
— O nas.
— O nas? — skrzywiłam się. — Jakie nas?
— Przepraszam, źle się wyraziłem. O tobie i o
mnie — poprawił się. — Zależy mi na tobie, bardzo. Wiem, że wiele przeszłaś i
naprawdę nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, Rita — spojrzał mi w oczy, a mnie
coś zakuło w sercu.
— Każdy tak mówi — wypaliłam oschle, ale chłopak
kontynuował tłumaczenie, ignorując moją postawę.
— Myślałem, że też chcesz tej bliskości, i... —
przełknął ślinę, — myślisz o mnie w ten
sam sposób, w jaki ja myślę o tobie... — spojrzał na mnie pytającym wyrazem
twarzy, ale ja milczałam.
Nagle delikatnie dotknął moich palców dłoni.
Natychmiast je odsunęłam od niego.
— Znowu to robisz — powiedziałam surowo.
— Wybacz — odparł ze skruchą. — Po prostu czuję,
że też tego chcesz, tylko coś cię blokuje.
— Zmuszanie kogoś do czegoś nie jest najlepszą
drogą — znowu uciekłam w oschły ton.
— Przecież wiesz, że nie chce cię do niczego
zmuszać — tłumaczył się.
Nic nie odpowiedziałam na to.
Usłyszałam dźwięk gotującej się wody, dlatego
wstałam z miejsca, sięgnęłam z szafki dwa kubki i pojemnik z kawą. Wyjęłam
jeszcze z lodówki mleko. Kiedy kawa była już gotowa ponownie zajęłam swoje
miejsce przy stole, podając chłopakowi jego kubek z kawą.
Westchnęłam, po czym wzięłam łyk kawy. Następnie
spojrzałam Dave'owi w oczy i momentalnie tego pożałowałam. Jego oczy były takie
zasmucone... Cokolwiek do niego czułam bądź nie czułam ciężko było mi patrzeć
na niego w takim stanie.
— Nie jestem w stanie znieść tego twojego
pospiechu, nie umiem tak — po dłuższej chwili milczenia udało mi się powiedzieć
coś w miarę sensownego.
— Och, rozumiem. Nie musimy sie nigdzie
śpieszyć, no i...
Nie dałam mu dokończyć.
— I krępuje mnie bliskość, dlatego nie do
przyjęcia dla mnie jest, żebyś po dwóch, trzech tygodniach znania się dotykał
tak swobodnie mojego ciała — mówiłam nie patrząc mu w oczy.
— Wtedy... — zaczął, — nie miałem nic złego na
myśli, uwierz... Szanuję cię — bronił się.
— Mhm…
Nastała między nami cisza juz któryś raz z
kolei.
— Nie chcę nalegać, więc może przemyśl to sobie
i zadzwoń do mnie na przykład jutro albo pojutrze, dobrze? — zapytał łagodnie.
W akcie odpowiedzi niechętnie pokiwałam głową.
— Odprowadzę cię do drzwi — rzuciłam.
— Okej.
Podnieśliśmy się z miejsca i skierowaliśmy do
drzwi wyjściowych. Niechcący spojrzałam mu w oczy, nadal miał je takie smutne.
— Tak bardzo ciebie pragnę — wyszeptał mi do
ucha.
Okej, co to właśnie było? Odnosiłam wrażenie, że
w jego towarzystwie mówiłam po chińsku i żadne z wypowiedzianych słów do niego
nie docierało. Na mojej twarzy pojawił się grymas lekkiego zniesmaczenia.
Odsunęłam się od niego jak oparzona, po czym
zapytałam:
— Co we mnie takiego jest, że tak mnie chcesz?
Nie rozumiem.
Pokręcił głową i nieco się uśmiechnął.
— Wszystko — chciał musnąć swoją dłonią moje
palce, ale natychmiast je odsunęłam dalej i zacisnęłam w pięść. — Jesteś po
prostu bardzo wyjątkową osoba, i delikatną — odparł.
— Myślałam, że słabość to wada — prychnęłam.
— Słabość, a delikatność to dwie różne rzeczy.
Nic nie odpowiedziałam. Gapiłam się tępo w
podłogę, nie zaszczycając go ani na moment moim wzrokiem.
— Na mnie pora — powiedział wreszcie, kiedy
zobaczył, że nie zamierzam już więcej razy się odzywać. — Do usłyszenia, Rita.
Świetny rozdział! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńhm, hm, hm... nie wiem, nie lubię się powtarzać, ani szukać swojego poprzedniego komentarza żeby wyrazić to samo co zawsze. bo standardowo bardzo mi się podoba. lubię tą płynność, którą operujesz. lubię to, że Rita jest taka niepewna, trochę zagubiona, ale boję się, że zrobisz z niej Marysię Zuzannę. więc proszę uważaj na to. nie rozumiem tego sformułowania "nie umiem w życie". nie wiem czy to jest błąd, czy jednak świadomie to napisałaś, ale jakoś gryzie mnie to w oczy. George jest taaaki uroczy, haha. lubię wątki z młodszym rodzeństwem chyba we wszystkich ff, o ile nie są to rozpuszczone bachory robiące na złość 24/7. no, a teraz zabieraj się za odzyskiwanie czytelników i pamiętaj o systematyczności (chociaż co do tego to akurat nie powinnam się wypowiadać, bo sama jestem okropna pod tym względem lmao). chyba nie wspominałam jeszcze o tym, że podoba mi się to jak bardzo można wczuć się w Ritę i w jej uczucia. jest dobrze Klaudyna, więc nie dodawaj kolejnego rozdziału za pół roku, oki? ;) koooooooooooooocham mocno.
OdpowiedzUsuńCudo *_*
OdpowiedzUsuńExtra kiedy następny?
OdpowiedzUsuńdziewiąty jest już gotowy, więc opóźnień nie będzie, przewiduję go jakoś na czwartek/piątek :)
Usuńtrele-morele czwartek/piątek, ja chcę już! :d
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuń